Logowanie

Zaloguj za pomocą
PWZ i hasła

Zaloguj przez
login.gov

Administratorem Państwa danych osobowych jest Okręgowa Izba Lekarska w Łodzi z siedzibą w Łodzi (93-005) przy ul. Czerwonej 3. Administrator wyznaczył inspektora ochrony danych osobowych, z którym można skontaktować się pod adresem e-mail: iod@oil.lodz.pl

Więcej informacji na temat przetwarzania danych osobowych znajdą Państwo na naszej stronie internetowej w Polityce prywatności.

31 października 2025

List otwarty do Pana Premiera Kosiniaka-Kamysza

Szanowny Panie Premierze,

Czekałem aż 60 lat, by zwrócić się do kogoś ze sprawą, która zachwiała moim życiem – i nie tylko moim, bo takich jak ja było wielu (wielu już może nie żyje, więc się nie odezwą). Wiele od tego czasu, o czym piszę, się zmieniło. Teraz Pan, lub ktoś Panu podległy, może wreszcie spojrzeć na to, co się wydarzyło, we właściwy sposób. Dlaczego akurat zwracam się do Pana? Jest Pan lekarzem i w dodatku pełni Pan funkcję w wojsku – i to nie byle jaką!

Jako mieszkaniec Łodzi mogłem spokojnie w 1955 roku podjąć studia medyczne na WAM-ie, który wtedy dynamicznie się rozwijał i zapewniał bezpłatne studia, oferując dobry wikt i opierunek, dowozy na wykłady i ćwiczenia, podręczniki itp. przez sześć lat. Jako dziecko wojny (ur. w 1938 r.) byłem jak najbardziej do tego predestynowany i – dzięki dużym wyrzeczeniom Rodziców oraz własnej inwencji – ukończyłem dobrze studia jako cywil. Rozpocząłem pracę zawodową w swoim fachu i chciałem spokojnie żyć, jednocześnie zaczynając specjalizację.

Niestety, ówczesny premier i ministerstwo, które obecnie Pan reprezentuje, uniemożliwili mi to „prawem kaduka”, powołując mnie do wojska na dwa lata i grożąc więzieniem w wypadku niepodporządkowania się tej decyzji. I tak znalazłem się w JW OPK nr 3651 w Gdyni Babich Dołach. Ten gwałt na mojej wolności kosztował mnie opóźnieniem w zdobyciu specjalizacji i spowodował wiele komplikacji w życiu osobistym. Wprawdzie po późniejszych dodatkowych szkoleniach zostałem kapitanem rezerwy, ale ciekaw jestem, czy oprócz tytułu ministra ma Pan jakiś stopień wojskowy zdobyty w normalny sposób? Myślę, że pewnie nie – bo gdzie, jak i kiedy miałby być zdobyty? A przecież warto choć trochę popracować w wojsku, nawet jako lekarz, żeby coś o nim wiedzieć.

Chciałbym, żeby Pan – będąc teraz tym, kim jest – wyjaśnił mi, dlaczego po wyrządzeniu mi takiej krzywdy nikt z następców tych, którzy ją zadali, nie zapewnił żadnej rekompensaty. Zwykli ludzie, nosząc parę razy listy w czasie Powstania Warszawskiego, dostali w swoim czasie tytuł kombatanta i dozgonne profity z tym związane. A tacy jak ja, odpowiadający codziennie przez dwa lata za zdrowie i życie kilkuset ludzi (żołnierzy służby zasadniczej, kadry i ich rodzin), zostali na lodzie.

"Łatwo narzucać komuś z góry coś, czego samemu nigdy się nie doświadczyło – niszcząc przy tym czyjąś drogę zawodową i życiową".

Tak było w PRL-u. Ale dlaczego po 1990 roku, gdy miało być już tak dobrze, praworządnie i sprawiedliwie, jeden z ministrów (ten, który urzędował z psem Sabą, bo inaczej nie umiał) również odgrażał się braniem lekarzy „w kamasze”, gdyby dobrowolnie nie zgodzili się na nieodpowiadające im propozycje? Na szczęście panowanie jego było krótkie i zamiary się nie spełniły. Łatwo narzucać komuś z góry coś, czego samemu nigdy się nie doświadczyło – niszcząc przy tym czyjąś drogę zawodową i życiową.

Panu to na razie nie grozi, bo nie uprawia Pan w sposób właściwy wyuczonego zawodu. Mnie się udało – bo niezależnie od przeszkód, które głównie inni mi stawiali, byłem od początku do końca przy chorym i cierpiącym człowieku. Takie jest bowiem powołanie lekarza.

Mimo 87 lat nie rozumiem – i nie zrozumiem – tych, którzy wybrali tak piękny zawód, a bawią się w coś, co nie przynosi żadnej satysfakcji. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego niż uratowanie komuś życia. Lekarz powinien być pokorny i cierpliwy – a to nie ma nic wspólnego z profesją, którą jest polityka. Lekarzowi powierzamy swoje życie i wierzymy mu. Niestety, płaszcz polityki odbiera nawet lekarzowi, który go przywdziewa, jego właściwe „ja”. Nabieramy do takiej osoby dystansu, bo nie budzi już zaufania ani szacunku.

Pisząc ten list i zadając pytania, wcale nie mam nadziei, że otrzymam jakąkolwiek odpowiedź. Dobre zwyczaje sprzed 1939 roku, które pielęgnowali moi Rodzice i których mnie nauczyli, dawno już nie obowiązują. Teraz wszystko jest dozwolone – a szczególnie nieodpowiadanie na kłopotliwe pytania, w czym przodują politycy.

Myślę, że i Pan na to nie odpowie – nabierze Pan wody w usta. Bo co dla rządzących znaczą starzy ludzie? Głównie niewygodny balast. A jeśli już coś – to tylko głos wyborczy.

A teraz, co widzimy? Na razie „obronność” kraju żadna w porównaniu z tym, co obserwowałem w latach mojego „uwięzienia” 1963–1965. Chciałbym znaleźć się jako widz na jednodniowym szkoleniu w ramach obronności kraju i zobaczyć, co to warte – w porównaniu z tym, co pamiętam. Oby nie była to strata czasu i pieniędzy.

Skoro już gwałtem wzięto mnie w kamasze w 1963 roku, wbrew mojej woli, to dziś taki jeden dzień nie stanowi problemu w emeryckim życiu. A przynajmniej zobaczę, na czym stoimy. Po jednym dniu zapewne nie zmienię zdania, ale chociaż utwierdzę się w przeświadczeniu, że moje postrzeganie sytuacji jest właściwe.

Proszę przesłać mi takie zaproszenie! Proszę odpowiedzieć mi na moje pytania – co chyba za gwałt dokonany na mnie i wielu innych nam się należy. Czy znajdzie się ktoś na tyle dobrze wychowany i praworządny, może empatyczny, by po ponad 60 latach zająć stanowisko? W archiwach ministerstwa można sprawdzić, że tak właśnie było. Oby komuś się chciało!

Z pozdrowieniami,

lek. med., kapitan rezerwy

Krzysztof Papuziński

Panaceum 10/2025

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce lub konfiguracji usługi.