Logowanie
Administratorem Państwa danych osobowych jest Okręgowa Izba Lekarska w Łodzi z siedzibą w Łodzi (93-005) przy ul. Czerwonej 3. Administrator wyznaczył inspektora ochrony danych osobowych, z którym można skontaktować się pod adresem e-mail: iod@oil.lodz.pl
Więcej informacji na temat przetwarzania danych osobowych znajdą Państwo na naszej stronie internetowej w Polityce prywatności.
W majową niedzielę wyruszam na ekologiczną wycieczkę kolejowo-pieszą. Na dworcu Łódź Fabryczna wsiadam do elektrycznego zespołu trakcyjnego Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej w kierunku Radomia. Jest wygodnie i klimatycznie. Na szybie duża naklejka z napisem: „Usiądź i zakochaj się. Jadąc samochodem nikogo nie poznasz”.
tekst i fotografie Jerzy Ciesielski
Przez Piekielny Las
Wysiadam na stacji Drzewica. Brzmi swojsko – to nazwa topograficzna, pochodząca od określenia zadrzewionego terenu, ale też znajdująca się na obszarze mojej Małej Ojczyzny – Ziemi Opoczyńskiej. Stąd zaczynam moją drogę przez krainę pagórków, wioseczek, borów i przydrożnych kapliczek. Szanowny Czytelniku – jeżeli znajdziesz się w Drzewicy, zatrzymaj się tu na moment. Popatrz na gotycki kościół św. Andrzeja Apostoła, ruiny zamku i poczuj ducha przeszłości. Zajrzyj do unikatowego obiektu – zbudowanego na spiętrzonej rzece Drzewiczce toru do rywalizacji w kajakarstwie górskim, które polega na pokonywaniu przeszkód w postaci bramek zawieszonych nad rwącym nurtem.
Prosto ze stacji kieruję się na wschód do Lasu Piekielnego między Drzewicą a Gielniowem. Z opowieści zasłyszanych w dzieciństwie: w lesie tym skrywały się piekielne istoty utrudniające podróżnym drogę. Stąd liczne przy drodze kapliczki i krzyże, swojego rodzaju punkty orientacyjne dla podróżnych, którzy obawiali się poruszać po lesie bez ochrony duchowej. Przytaczano mi też lokalny bestiariusz. Na trudno dostępnych mokradłach w okolicy Drzewiczki mieszkał mokradlany, głośno ryczący smok, który w rzeczywistości był... czarownikiem przemienionym przez klątwę, pilnującym ukryty skarb zakopany przez templariuszy(!). I oto pewnego razu młody kowal z Bielin (miejscowy szewczyk Dratewka) miał odwagę udać się w te strony i – jak to bywa w takich opowieściach – przyprowadził smoka-czarownika do wiary i spokoju, dzięki czemu bagniska wyschły, a ludzie mogli wreszcie spać spokojnie.
I tak oto wspominając zasłyszane opowieści, znalazłem się nieśpiesznym marszem w krainie spokoju, Bielinach Opoczyńskich – o paradoksie – znajdujących się administracyjnie poza powiatem opoczyńskim, za to w województwie mazowieckim. Spotkasz tu tyle samo bocianów co ludzi, a każdy pies pilnujący posesji zna wszystkie tablice rejestracyjne mieszkańców na pamięć. Uwagę zwraca modrzewiowa świątynia z XVIII wieku pod wezwaniem św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza. Na większym z dwóch dzwonów widnieje zagadkowy napis: litery alfabetu A,B,C,D,E,H,M,N,O,P,Q,R. Jest też w zabudowie typowa dla polskich wsi chata – z drewnianych bali, kryta za to rakotwórczym eternitem (azbestem w czystej postaci), co ze smutkiem uwieczniam.
Za wsią trafiam na strugę Brzuśnia, ciek pierwszej klasy czystości – cichy jak szept, łagodnie głaszczący brzegi i korzenie drzew. Jest zielono, naturalnie, sielsko. W drzewostanie dominują sosna zwyczajna, jodła pospolita, buk zwyczajny oraz dąb szypułkowy i bezszypułkowy. Cały czas poruszam się czerwonym Szlakiem Partyzanckim im. mjr. Hubala. To pieszy szlak turystyczny o długości około 65 km, który przebiega przez tereny związane z działalnością oddziału Hubala. I szlakiem tym docieram do...
W sercu trasy
A oto i Gielniów – prawdziwa gwiazda dnia, ze źródłosłowem od staropolskiego słowa „gielń” lub „gielnik” oznaczającego kawałek chleba lub sera. Cała zabudowa tego liczącego niewiele ponad pięciuset obywateli miasteczka jest parterowa. Górują nad nią wieże parafialnego kościoła pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela. W tym kościele, jak w bezpiecznym porcie, wiele osób szukało ratunku przed „piekielnymi mocami”, które „atakowały” ich po drodze z Drzewicy.
Krajobraz Garbu Gielniowskiego
W kościele staję w zadumie w kaplicy z ołtarzem poświęconym świętemu Ładysławowi (imię zakonne) z Gielniowa. Co czyniło go wyjątkowym? Był kaznodzieją o niezwykłej charyzmie – potrafił mówić tak, że ludzie płakali, modlili się i nawracali jeszcze w trakcie mszy. Zasłynął jako poeta religijny – pisał utwory po łacinie i po polsku, co w XV wieku było niezwykłe. A oto próbka jego modlitwy:
Zacznijcie wargi nasze chwalić Pannę świętą,
Która zrodziła Syna Bożego,
Który na krzyżu umarł za nas,
Abyśmy byli zbawieni.
Gielniów dla mnie to szczególne miejsce. Tu praktykował mój pradziadek (a jakże) Władysław Szymański. Z opowieści mojej babki wiem, że ustawiały się do niego kolejki wozów okolicznych chłopów, a zmarł w czasie I wojny światowej zarażony tyfusem przez pacjenta. Śmiało mogę założyć, że pradziadek to postać, która wpisała się w historię tradycyjnej medycyny wiejskiej. Felczerzy w tamtych czasach nie mieli formalnych dyplomów lekarskich, ale posiadali ogromną wiedzę praktyczną i byli traktowani jako autorytety medyczne.
Na Garbie Goleniowskim
Spod gielniowskiego kościoła kieruję się na południowy zachód, posługując się czerwonymi znakami szlaku majora Dobrzańskiego. Teren się wybrzusza w łagodne pagórki kojarzące się z zaspanym smokiem przykrytym kocem lasów i pól. To malownicze tereny Garbu Gielniowskiego. W podłożu Garbu znajdują się ślady aktywności geotermalnej i wulkanicznej sprzed setek milionów lat – skały magmowe i metamorficzne, niezwykłe jak na środkową Polskę. Krótko: mam pod stopami bardzo stare góry, które już dawno się wypłaszczyły – ale pamiętają czasy, kiedy Europa była jedną gorącą płytą tektoniczną, pełną dymu, lawy i… dinozaurów. Wyobrażenie o tych górach daje nieeksploatowany dziś Kamieniołom Gielniowski, gdzie na lewym stoku można zaobserwować kamień piaskowca powstały około 140 milionów lat temu z piasku osadzającego się na dnie płytkiego zbiornika wodnego. W strukturze skały widoczne są zmarszczki nawarstwień oraz odciski roślin i drzew. Ten fragment szlaku to perełka – dzika, zielona i nieco tajemnicza wśród krajobrazu przypominającego Pogórze Bieszczad. Przełom cywilizacji i lasu. Idealna dla tych, którzy chcą poczuć przyrodę od podeszwy, a nie tylko z okna auta.
Pomnik w miejscu kwaterowania Oddziału Hubala
Martyrologia
Garb Gielniowski opuszczam na chwil kilka i schodzę w kierunku wsi Gałki, która w okresie niemieckiej okupacji stanowiła przez sześć tygodni kwaterę Oddziału Wywiedzionego Wojska Polskiego majora Hubala. W dniach 30 marca i 11 kwietnia 1940 roku Niemcy okrążyli Gałki i aresztowali łącznie 52 mężczyzn i chłopców w wieku od 15 do 60 lat, których rozstrzelali. Wieś licząca około 50 zagród została spalona. Wszystkie ofiary tragedii w Gałkach upamiętnia pomnik w formie betonowego obelisku z tablicą wymieniającą rozstrzelanych. Miejsce kwaterowania Oddziału Hubala upamiętnia inny pomnik wykonany z głazu narzutowego. W położonej nieopodal wsi Mechlin 30 marca w czasie pacyfikacji hubalowskich Niemcy rozstrzelali 23 mężczyzn.
Mój dziadek, syn wspomnianego Władysława, za prowadzoną na tym terenie działalność konspiracyjną został aresztowany i zamęczony w Kozentration Lager Auschwitz – 30 maja 2025 roku jego imię otrzymała Szkoła Podstawowa w Brzustowcu (gmina Drzewica), którą założył i kierował.
Do krainy dzieciństwa...
Przed wejściem na łagodnie wypiętrzającą się Górę Browarek (304 m n.p.m.) przez pola, las, obok starych sadów, mijając porzucony wóz drabiniasty (zapewne artefakt z czasów PRL-u), zmierzam do ostatniego etapu mojej przygody Po drodze wiejskie pokraczne pieski obszczekają mnie, jakby chciały zapytać: „A ty dokąd, wędrowcze?”. Sitową odnajduję sercem. To miejsce czuję tak, jakbym dodanie papryczki chili do polskiego bigosu – niby regionalne, ale pali! Tu w drugiej połowie lat pięćdziesiątych spędzałem wakacje. Brzeźniak, nadbrzeżna łacha piasku, kąpiel w krystalicznie czystej rzeczce Drzewiczce, to była beztroska idylla. Kwaterą była wiekowa, kryta strzechą drewniana chałupa małżonków Popeckich z absolutnym brakiem jakichkolwiek wygód. Dziś zamiast drewniano-słomianej wsi, mamy osiedle zapełnione domami po kilkaset metrów kwadratowych.
…i do domu
Mam w nogach piękną trasę przez serce łódzkiej krainy, z małym wychyleniem na Mazowsze. Trasy nieoczywistej, której nie znajdziesz w folderach biur podróży, ale zapamiętasz nie gorzej niż tygodniowy urlop w Egipcie. Na stacji Sitowa (linia kolejowa Skarżysko Kamienna–Łódź) znowu korzystam z Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej. I tym razem znajduję inne hasła: „Uwaga złodziej. Może stać obok i skraść serce”, „Trzymaj się poręczy… albo ukochaną osobę za rękę”. Projekt pod nazwą ŁKA, w domu odnajduję zdjęcia z Sitowej, w necie czytam o projekcie: „ŁKA łączy Ekolejomaniaków. Ekologia na co dzień dla mieszkańców województwa łódzkiego”.
„Lubię wracać tam, gdzie byłem już” – archiwalne zdjęcie z wakacji autora. Jurek z rodziną Popeckich i bratem Piotrem na wakacjach w Sitowej pod Opocznem, lata 50.
Panaceum 6/2025