Logowanie
Administratorem Państwa danych osobowych jest Okręgowa Izba Lekarska w Łodzi z siedzibą w Łodzi (93-005) przy ul. Czerwonej 3. Administrator wyznaczył inspektora ochrony danych osobowych, z którym można skontaktować się pod adresem e-mail: iod@oil.lodz.pl
Więcej informacji na temat przetwarzania danych osobowych znajdą Państwo na naszej stronie internetowej w Polityce prywatności.
Dla większości z nas pierwsze z wojną za miedzą. Ale ja pamiętam – jak za mgłą – gdy, czteroletnia, w czasie drugiej wojny światowej, w Wilnie, siedząc pod choinką, sięgnęłam łakomie po wielkie czerwone jabłko wiszące na choince tuż nade mną, ugryzłam i… co tu opowiadać. Była to bombka choinkowa!
W czasie kolejnego Bożego Narodzenia (też jeszcze w Wilnie) ojciec udał się ze mną z wizytą do pani imieniem Janka. Posadzona obok choinki na wysokim stołku wdychałam oszałamiający zapach czegoś pomarańczowego parującego w miseczce przede mną i pokrzykiwałam: nie, nie chcę, nie będę jadła. Choć całe moje jestestwo rwało się do smakołyku. Nie tknęłam pomimo zachęt. Trzymałam nieuzgadnianą babską sztamę z mamą, która – zdaje się – coś przeciwko owej pani Jance miała.
Jadałam potem różne desery: budynie, kremy, torty, lody, panny cotty, tramisu, ale już nikt nigdy więcej nie zaproponował mi czegoś, co nazywało się legumina.
W dorosłym życiu zdarzyło mi się związane z Bożym Narodzeniem jeszcze jedno silne negatywne – na szczęście z happy endem – przeżycie. Z pięćdziesiąt lat temu jechaliśmy w pięcioosobowym gronie na święta do Kazimierza Dolnego. Tylne siedzenie okupowaliśmy z moją dwudziestoletnią siostrą i kilkuletnim synkiem. Trakt leśny, piękna księżycowa noc. Kierujący czegoś szukał w schowku, nie patrząc na drogę. Wtrąciłam się cicho (aczkolwiek dość wystraszona): uważaj, mostek… Wpadliśmy na ów mostek z impetem, i tuż za mostkiem na oblodzonej drodze przeżyliśmy poślizg jak z filmu. Wysokie świerki z lewej, za sekundę z prawej, znów z lewej, znów z prawej, z lewej… Stanęliśmy całkiem prosto tyłem do kierunku jazdy. Ale na drodze i wszyscy w nieuszkodzonym komplecie. Na szczęście droga była pusta (dziś to już chyba byłoby niemożliwe). Po długiej chwili ciszy stwierdziłam odkrywczo: jesteś mistrzem kierownicy.
Gdy już ruszyliśmy w dalszą drogę. moja siostra zauważyła filozoficznie: jak się kręciliśmy w kółko na ślizgawce, myślałam sobie „biedni ci nasi rodzice, stracą za jednym zamachem dwie córki i wnuczka”.
Ale przeważająca większość moich Bożych Narodzeń była jak się patrzy – przyzwoita.
Przez kilka dziesiątków lat, gdy mieszkaliśmy w kamienicy (schronisko PUR) przy dworcu Łódź Fabryczna, nasz rodzinny rytuał przygotowania do świąt był niezmienny:
Gdy wszystko już było poprasowane, odkurzone, ugotowane i upieczone – w dzień Wigilii zaglądałam do dochówki kaflowego pieca, gdzie (nie tyle dla zdrowotności co dla gorącości) oczekiwały na spożycie niezastępowalne niczym wileńskie śliżyki.
Najpiękniejsze, niezapomniane święta Bożego Narodzenia spędziłam w roku 1951. W maju tego roku urodziła się moja młodsza o jedenaście lat siostra. Rozrabiała w kołysce pod choinką na wzór boskiego dzieciątka. Szalałam ze szczęścia z powodu posiadania rodzeństwa.
Wigilię spędzaliśmy z rodzicami, moją cioteczną siostrą Wandą (której rodzice zginęli w czasie wojny, gdy pierwsza bomba spadła w Wilnie na ulicę Niemiecką) oraz ciocią Jadzią, śliczną pielęgniarką. Postanowiłam, aby uczcić niezwykły i radosny fakt powiększenia się rodziny, w prezencie dla każdego stworzyć laurkę z własnoręcznym wierszykiem. Wszystkie bardzo podobały się adresatom. Rodzicom przy okazji trochę (jak to kochająca córka!) przypomniałam drobne wady.
Poemacik dla siostrzyczki brzmiał:
Mama chciała mieć syneczka,
A jest mała dziewczyneczka.
Milanką ją nazywamy
I wszyscy bardzo kochamy.
Wszyscy ją całują, pieszczą,
A kto dotknie ją, to wrzeszczą,
Że bakterie ma, zarazi,
Dziecku palec w oczko wsadzi […]
Dla tatusia zaś:
Przyszedł sąsiad, chodź kolego
Zakurzym popularnego
Chodź do mego pokoiku
Bo w pokoju dużo krzyku
Tam Milanka krzyczy, wrzeszczy
Niech już matka ja tam pieści.
Jak widzicie państwo, kwitnący patriarchat!
Niezależnie od wieku, zwykle oczekujemy na Boże Narodzenie z radością. Chyba że przebywamy w jakiejś instytucji systemowej: w więzieniu, ośrodku dla uchodźców, w domu opieki lub we własnej wielochorobowej zaawansowano wiekowej samotności.
Rozejrzyjmy się. Można wesprzeć akcję Szlachetna Paczka. Można przejrzeć listy do Mikołaja od pensjonariuszy depeesów, gdzie nadawcy marzą o pachnącym mydełku, czekoladzie, kawie czy ciepłych papuciach. Zaprośmy samotną sąsiadkę. Brzmi banalnie, a za drobnym czynem kryje się bezcenna chwila wzajemnej świetlistości…
Krystyna Borysewicz-Charzyńska
Panaceum 12/2022